Unoszę się na fali dni, byle przetrwać kolejne, czasem myślę, że się uda, ale bliżej mi do beznadziei niż nadziei. Chciałabym spotkać kogoś bardziej oświeconego, co powie, że za dużo tchórzę, za dużo rozważam, kto da mi odwagę sięgnąć po swoje.
– Wstydzisz się? Nigdy kochana nie ruszysz z tego martwego miejsca – Alina spojrzała na mnie trochę pogardliwym wzrokiem, a ja skurczyłam się jak mała mrówka przyklapnięta mokrym liściem, zbiegiem, co w wietrznym szale wykorzystał swój moment, by uciec w świat. Alina. Moja przyjaciółka. Wysoka, potężna i stara opierała się o trzeszczące, wytarte czasem drzwi, ledwo trzymające się zawiasów, ćmiła papierosa, dym unosił się w górę przemieniając się w wielką chmurę.
– Bo widzisz kochanieńka jeszcze samo myślenie nikogo nigdzie nie zaprowadziło. Gdy kompleksy rządzą życiem… – wstrzymała oddech, a potem zaciągnęła się i puściła parę okrągłych bladych kółeczek snujących się w moją stronę.
– Tylko wiesz… – zaczęłam niepewnie, łamiącym głosem – Kiedy wydaje mi się, że dobrze wybrałam, to zaraz nachodzi mnie strach… bo może jednak źle…
– Córeńko, kiedy komuś czegoś cholernie zazdrościsz, a czasem tak zazdrościsz, że nie możesz nawet na niego patrzeć, bo furia się w tobie zbiera, to odpowiedz sobie, dlaczego zazdrościsz właśnie tej osobie, a nie innej? Drugi człowiek to nasze najlepsze lustro! – chytrze zarechotała.
– Łatwo Ci mówić, swoje przeżyłaś, stara jesteś – ostatnie wymsknęło mi się jakoś, zarumieniłam się, ale Aliny to nie obeszło, patrzyła na mnie kpiącymi oczami.
– Stara nie stara, swoje przeżyłam, prawda. Jedno Ci powiem, działaj a nie czekasz na święte nigdy. Chcesz czegoś dla siebie, daj to sobie.
No Comment