Obok siedziała babcia na wózku. Wyglądała przez pomazaną szybę,na której słońce ostentacyjnie pokazywało moje nieśpieszne podejście do porządków. Kamila, zawsze młodsza, ale jakoś przez to,że wyszła za mąż, dziwnie dorosła, zostawiła ją wczoraj samą w mieszkaniu. Próbowała się tłumaczyć, że opieka nad starszą osobą nie należy do najłatwiejszych, a ona ma teraz remont. Jestem w stanie to zrozumieć, chociaż mogła o tym powiedzieć, wcześniej zabrałabym babcię do siebie.
Ostatnio dużo pomagałam przy remoncie domu siostry, kupili, cały w ruinie, ale w końcu ich wymarzony. Śmiesznie było, dużo rozmawialiśmy. Obserwowałam podczas roboty kumpla Kamili, mógłby być moim mężem – pomyślałam – szkoda, że tacy fajni faceci generalnie okazują się być potem gejami. Młoda zrobiła mi wykład, że słabo ogarniam życie. Według niej zamykam się w sobie jak w piwnicy, do której może i wpada trochę światła, ale koniec końców, brakuje mi odwagi, by przejść przez tę dziurę do świata żywych.
– A co jeśli twoja rezygnacja oznacza brak akceptacji dla życia? – zapytała, prześwietlając mnie na wylot niczym rentgen – Nurt rzeki ma cię ponieść? Co masz spotkać, to spotkasz i nic nie zależy od ciebie? Czy akceptacja tej beznadziei, nie oznacza rezygnacji z życia? – powtórzyła z naciskiem w głosie, przypominając słonia, który wdeptuje małą mrówkę w ziemię. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Obciążona nadmiarem informacji głowa, niczym konto z kilkudziesięcioletnim kredytem, stękała w boleściach niskiego ciśnienia. Nie wiem jak to się dzieje, ale mimo to, zdarzyło się olśnienie, którym sama w duchu zachwyciłam się:
– Wiesz, przez wszystkie te lata… zawzięcie walczyłam o dobrą pracę, dobry związek, relacje, ale do tej pory nic nie wygrałam. Nie mogłam. Zawsze wydawało mi się, że jeśli będę jeszcze bardziej się starać, to się uda, ale z jakiś przyczyn się nie udawało. Teraz chyba jest tak, że płynę na tej tratwie z nurtem rzeki i tam gdzie mogę, kijami odpycham się z obu stron.
No Comment