Przewrócona butelka kołysała się to w lewą, to w prawą stronę. Gdy zatrzymała się na krawędzi nogi krzesła, najpierw powolutku zaczęły uciekać z niej krople by coraz szybciej, w pośpiechu zawłaszczyć podłogę i z rozmachem niczym armia żołnierzy zająć cały teren.
Obserwowałam długo w milczeniu cały proces.
Milczałam. Cóż mogłam powiedzieć, przecież nie miałam bladego pojęcia, teoretycznie wiedziałam, że każdy dostał jakiś talent, zgodnie z tą teorią, ja też. Tylko ciągle pojawiały się jakieś przeszkody, żeby coś z tym zrobić. Bo jak już wiesz, co masz robić, jesteś tego pewna, to przecież reszta to tylko kwestia pracy i wysiłku. Niby wiedziałam, że mam do czegoś talent, ale cały czas nie byłam pewna.
Nie byłam pewna, czy dobrze go odnalazłam, to było najpierw. Potem gdy już uznałam, że z ogromu możliwości jakie oferuje świat, zawężam się do tej jednej, może kilku w których jestem najlepsza.
I to chyba było najtrudniejsze.
Wziąć te prezenty, uznać je za swoje, uwierzyć w nie, a potem jeszcze się nimi dzielić z ludźmi.
– Czy można wymienić te prezenty od losu na inne, lepsze?- zapytałam Alinę, ciężko sapiącą nad mopem – wielkoludem, co przyszedł i zrobił własny porządek. Stanęła w potężnym rozkroku, uśmiechnęła się szeroko.
– Ptaszyno – powiedziała ze spokojem – Zamiast walczyć ze sobą, bronić się przed sobą, przyjmij siebie jak najwspanialszy dar na świecie.
No Comment